Czy wiecie, że w Chinach, w dawnych czasach płacono lekarzowi za to, że jego pacjenci są zdrowi? Wypłata była wstrzymywana dopiero wtedy gdy któryś z podopiecznych zachorował. Była to oznaka błędu w sztuce domowego lekarza i należało go ukarać zaniechaniem w wypłaceniu pieniędzy. Dopiero po wyzdrowieniu można było wrócić do normalnego trybu funkcjonowania społeczności domu.
Medycyna chińska swoje fundamenty opiera na profilaktyce i szeroko zakrojonemu przeciwdziałaniu powstawaniu chorób. Lekarz nie powinien leczyć objawów choroby, jego zadaniem jest znalezienie ogniska zachorowania i jego destrukcja. Dla każdego Europejczyka, który szuka zbawienia od bólu w tabletkach i innych środkach farmakologicznych, zrozumienie podstaw medycyny chińskiej wydaje się trudne do ogarnięcia, tymczasem warto podkreślić, że coraz medycyna dalekiego wschodu skupia wokół siebie coraz większe grono zwolenników, które twierdzi, że nieinwazyjnymi metodami można zdziałać cuda i znacznie poprawić komfort swojego życia. Dokładnie tak, życia!
W medycynie chińskiej nie chodzi tylko o gotowanie zdrowych posiłków, które pobudzą nasze organy do prawidłowego funkcjonowania. Medycyna chińska bazuje na prawidłowym, zbilansowanym stanie ducha, który to jest wynikiem kooperacji ciała i psychiki. Człowiek musi być pojmowany holistycznie, ponieważ na zdrowy tryb życia wpływa nie tylko jedzenia, picie i spanie, ale także odpowiedni stan psychiki, zrównoważone emocje i unikanie stresów. Fizyczność i psychika człowieka podlegają prawom natury, dlatego tak ważne jest by zachować pewnego rodzaju higienę nawykową.
Nie można zmienić swojego życia z dnia na dzień, bo takiego rodzaju rewolucje zawsze pociągają za sobą jakieś ofiary, przykre konsekwencje i skutecznie wygaszają motywację.
Medycyna chińska to nie tylko medycyna, to filozofia życia, którą trzeba poznawać powoli, stopniowo wdrażać jej zasady. Tylko wtedy będzie to skutecznie działający ekosystem. Nasz organizm nie lubi zmian, dlatego modyfikujmy swoje przyzwyczajenia powoli, nie radykalnie, to inwestycja w naszą starość. Myślę, że warto! A ty?